Szlak Orła Białego


W wyniku potrzeby patriotycznej, a było to gdzieś w okolicach 15 sierpnia, więc taka idea nie powinna w ogóle  dziwić, narodził się pomysł przejechania Szlakiem Orła Białego, który przebiega w okolicach Augustowa w znaczącej części przez Puszczę Augustowską. Szlak został wyznaczony przez leśników, rozpoczyna swój bieg przy jeziorze Białym a konkretniej prawie na końcu ulicy Turystycznej przy skrzyżowaniu z szosą sejneńską.  Jego długość to 80 km - tak podają źródła. Poprowadzony jest drogami szutrowymi począwszy od szerokich traktów, przez wąskie przecinkowe dróżki na ścieżkach leśnych kończąc. Asfaltu jak na lekarstwo. Takie klimaty lubię.

Bardzo minie ten szlak zaskoczył pozytywnie. Będę teraz "właził" twórcom całego przedsięwzięcia. Szlak jest oznaczony fantastycznie w kolorze biało-czerwonym, tam gdzie znak powinien być, tam jest. Przejeżdżając ani razu nie sięgnąłem po mapę, nigdzie nie miałem wątpliwości czy nie zbłądziłem. Bez żadnej przesady, ale jest to najlepiej oznaczony szlak rowerowy jakim jechałem. Z drugiej jednak strony oznaczenie takie właśnie musi być, gdyż ścieżka prowadzi przez najbardziej dzikie (jeśli tak to można określić) zakątki puszczy Augustowskiej z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Jeżeli zechce się jakiegoś sklepu czy coś, to można sobie zechcieć i na tym się kończy, bo na trasie nie ma żadnego, chyba, że ma się szczęście i na obwoźny sklep się trafi...  Leśnicy odwalili kawał doskonałej roboty i za to należą im się ukłony aż do samej podłogi. Mam nadzieję, że za kilka lat poprawa znaczenia będzie równie trafiona.

Teraz trochę o infrastrukturze szlakowej. W miejscach w których coś się kiedyś działo są tablice informacyjne. Świetna sprawa. Niby taki okop - wiadomo - leli się tam. Ale kto go używał, kto go wybudował, w jakim celu, ile czasu tam się utrzymał i w jakiej wojnie, o tym mówi właśnie tablica. Taki okop, zarośnięta już jama leśna, nabiera zupełnie innego wymiaru.
 Tablice są opracowane bardzo starannie, nie brak skanów dawnych dokumentów fotografii i innych ciekawostek, Ożywia to historię w sposób niesamowity. Taki przekaz jest bardzo wciągający, przynajmniej dla mnie.


Puszcza Augustowska to osobliwa historia. Ogromny kompleks, który również dzisiaj posiada tereny mało dostępne, od wiek wieków był schronieniem dla powstańców, żołnierzy wyklętych, partyzantów a także dla zwykłych rzezimieszków chcących się ukryć przed wymiarem sprawiedliwości państwowej lub tej zwykłej, ludzkiej. Przemierzając szlak, taka nostalgiczna myśl się nasuwa: "Jak łatwo było niepodległość stracić a jak trudno odzyskać". Wiele tablic mówi też o historii samych miejsc przy których stoją. Jedne opisują jak było drewno spuszczane jeziorem, kanałem, o pracy flisaków inne o różnych kopalniach jeszcze inne o wyrabianiu smoły i terpentyny.
Nie brakuje również miejsc do odpoczynku, postoju. Zasuwasz sobie przez dziką krainę a tu nagle ławeczki, stoliki, kelnereczki - nie no żart - bez kelnerek...
Są także rekonstrukcje bunkrów. Jeden bunkier nie jest nawet udostępniony do zwiedzania bez przewodnika. Znajduje się gdzieś w okolicach Partyzanckich Grądzek miejscu bagnistym, mocno niedostępnym, domyślałem się gdzie jest usytuowany, ale nie drążyłem tematu. Skoro nie chciano go udostępnić to należy to uszanować. Ponoć z przewodnikiem można nawet spędzić tam noc, aby poczuć namiastkę tego co czuli partyzanci.

Teraz trochę opisu z mojej jazdy i odczuć z tym związanych...

Pogoda z rana taka sobie... odpuścić, czy jechać... Co tam! Jadę! Pakuję rower na samochód, jakieś niamu i piciu, i w drogę. W Dąbrowie Białostockiem łapie mnie deszcz. Jechać? Zawracać? A co ja z cukru? Wyjechałem to jadę!!! Zmoknę najwyżej. Parkuję samochód nad samym Jeziorem Białym zarzucam manele na rower i w drogę! Na początku ładnie mnie przywitali "witaczem". za kilka chwil ławeczki na odpoczynek. Fajnie. Po lewej jezioro białe. Lubię ten odcinek. Jazda samym brzegiem. W początkowej fazie przebieram się co chwila, raz za zimno, raz za gorąco... Jak jakaś menopauza czy inne andro... coś tam... Za kilka chwil jestem w Wojciechu - miejscowość taka a nie akt jakiś dziwny, ale przedtem obiekty badań naukowych w czapce z daszkiem.

Krótki odcinek obok asfaltu i jestem w Studzienicznej. Odwiedzam czy nawiedzam, nie wiem jak dobrze. Ok! Zatrzymuję się przy pomniku upamiętniającym tragiczne losy leśników, dalej nieco w dół obok rakonstrukcji bunkra i wierzy widokowej, by w końcu przejechać krętą i śliską kładkę edukacyjną. Została ona niedawno wyremontowana, a zamiast desek z drewna położono deski ... z jakiegoś tworzywa porecyklingowego. Dobrze czy to źle - nie wiem. Wygląda nienaturalnie, żeby nie powiedzieć tandetnie.
Dalej jakoś cieplej się jedzie i deszcz już przestał padać. Mijam kolejne punkty z tablicami informacyjnymi oraz miejsce z łącznikiem pierwszym przy Stawie Sajenek. Mogą z niego skorzystać osoby udające się na dłuższy spacer z Augustowa. Dojeżdżam do mostu, ale jazdy przez niego nie zaryzykowałem i przeszedłem z rowerem u swego boku.

Urokliwe bagienko! Okazuje się, że to rudnia, czyli taka huta żelaza prymitywna...
Dalej to już tylko puszcza... Co chwile zmieniająca swe oblicze, Od bagna do leśnych chaszczy. Miejscami las jest "czysty" jakby ktoś go posprzątał specjalnie przed moim przyjazdem. Grzyby na każdym metrze. Ja na patriotyzm przyjechałem a nie na grzyby, ale trochę szkoda tych okazów.




Na drzewach barcie a w gaciach powoli zaczyna się rowerowy ból dupska. Zaczynają się krzyżować różne szlaki, momentami nawet po kilka... Warto w tym miejscu skorzystać z łącznika nr 3, gdyż dalej szlak jest zupełnie niezagospodarowany ale wyśmienicie oznaczony. Skrócimy w ten sposób może nawet więcej niż 1/3 drogi.


Później jadę długo, długo borem, lasem, aż za innym krajobrazem nostalgia przychodzi. W końcu jakaś cywilizacja, lichawa, ale jakaś. Nawet kawałek asfaltu się przydarzył.

Dalej na Sztabin do Krasnegoboru. Tutaj przebiega międzynarodowy szlak rowerowy i szlak bociani, więc spotykam kilku turystów rowerowych objuczonych dość mocno, a więc pewnie z daleka. W Krasnymborze jest ponoć sklep, ale ja go nie widziałem. Najadłem się za to śliwek, które to przy drodze sobie rosły. Ruch niewielki, więc nie skażone za mocno... Za wioską skręcamy w prawo i żegnaj asfaltowa autostrado. Za to mamy pola machorki. Można sobie coś... no nie wiem co? Zostańmy przy coś...


Wracamy do puszczy. Grzybiarzy spotykam na każdym kroku. Pewnej pani to trochę nawet szkoda było. Biedna, dwa wiadra kurek i jeszcze plecak! Chyba żałowała, za swoją pazerność i zanieść to teraz musi! Z miny tak przynajmniej wywnioskowałem... W lesie spotykam mogiłkę powstańców, którą opiekują się dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej. Wszędzie czyściutko, zagrabione, poukładane kwiaty... Tak powinno być! Jestem daleko od cywilizacji o czym świadczy czacha zwierza jakiegoś, ale jagody smaczne - ot zestawienie takie dziwne.


Wyjeżdżam na skraj lasu. Krajobraz się zmienia na równinny. To pewnie rynna jakiejś rzeki, ale żadnej nie widać. Dookoła pastwiska, Wszędzie mućki. Swojskie klimaty. Za parę chwil znów zaczyna się puszcza. Droga Mazura - leśniczego zasłużonego w czymś ważnym.

W lesie trwają prace pielęgnacyjne oraz wywóz drewna, Co chwila mija mnie tir z dłużycą. Co chwila jakiś zręb. Wjeżdżam w leśną wąską ścieżkę. Mam szczęście ostatnio do pokrzyw. Ślicznie pokładły się na wąską, bagienną ścieżkę, tylko czemu tak parzą.





Ścieżka momentami jest mocno zarośnięta, trzeba zastanawiać się czy oby na pewno to szlak, ale oznaczenia są. W wielu miejscach trzeba pokonać naturalne przeszkody. Ten szałas to nie bunkier, tylko ziemianka na sadzonki drzewek.



Z łącznika nr 2 nie korzystam. W założeniu miałem przejechać cały szlak. A założenia ambitnie trzeba spełniać.
Dość mocno zainteresowała mnie historia pewnego radzieckiego żołnierza, który nie został ekshumowany i przeniesiony na cmentarz w Augustowie jak to zrobiono w pozostałych przypadkach. Pewnie sromotnie podpadł... ale za co? Tego się nie dowiedziano.

Dalej wzdłuż brzegu Jeziora Sajno mijam kolejne tablice informacyjne. Tutaj szlak łączy się swoim przebiegiem z niedawno wybudowanym Wschodnim Szlakiem Rowerowym Green Velo. Spotykam wielu rowerzystów. Krajobrazy ciekawe. 


Przecinam Szosę Grodzieńską i za chwilę jestem ponownie przy Stawie Sajenek. Jeszcze piaszczysty kawałek Traktem Napoleońskim, kawałeczek przez jakieś osiedle dziurawą betonową drogą i jestem przy samochodzie.
Może mam źle skalibrowany licznik, może trzeba było zajechać do wszystkich miejsc a ja dwa ominąłem, w każdym razie po przejechaniu licznik wskazał:
Trasa godna polecenia, o wielu walorach. Moim zdaniem świetnie oznaczona. Wymagająca kondycyjnie, nawet bardzo. Najlepiej przejechać rowerem górskim choć ja crossowym dałem radę lecz lekko nie było szczególnie na piaskowych odcinkach i na stromych zjazdach. 

Komentarze

  1. Część. Słyszałem o tym szlaku. Lecz informacje znajdujące się w Internecie nie zachęcają do przejazdu, bo nie ma tam nic nadzwyczajnego. Twój opis wzbudził moją ciekawość. Na wiosnę do przejechania! Pozdrawiam. Michał z Wrocławia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siema. Polecam całym sercem. Przygotuj się tylko podobnie jak np. na cały dzień w góry, bo cywilizacji nie uświadczysz. Daj znać jak było... Pozdrawiam

      Usuń
  2. W 2023 roku ten "szlak" jest w tragicznym stanie. Część jest nieprzejezdna (rozjeżdżone przez ciężki sprzęt, trzeba przenosić rowery przez bagno i dwumetrowe pokrzywy), oznaczenia są zatarte lub nie ma ich w ogóle. Bez gps-a nie zapuszczałbym się na szlak. Dramat...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajomy potwierdził. Szlak się popsuł... Niestety...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Goła Zośka i Święte Miejsce

Trasa Rzeki Wołkuszanki w Gminie Lipsk.