Roczek z bani...
Wczoraj był 2009 dzisiaj jest 2010, za minutę będzie 2011... Bez ściemy... mam wrażenie, że właśnie tak czas zasuwa. Jednakże cóż się dziwić "coś" kradnie ten czas. To "coś" przychodzi znienacka i zabiera nam cenny czas naszej nędznej ziemskiej egzystencji.
Podstępne "coś"! Być, aby mieć, mieć, aby żyć, żyć, aby być... i tak zamyka się to błędne popaprane, rozpędzone koło, a gdy przytrzymasz się by dychnąć i zerkniesz wstecz o pi... pi... pi... piiiiiiii... kiedy te dziesięć lat trzasło. Od pewnego czasu mam wrażenie, że decyzje podejmowane przeze mnie są pochopne, nie przemyślane właśnie przez to "coś" - z braku czasu. Dawno, dawno ( znów nie tak dawno temu) tak swawolnie i szczęśliwie człowiek żył - szkółka, w szkółce balecik i kabarety, ba... weekend - piątek - kombinowanie hajsu, sobota - balecik delikatnie mówiąc, niedziela - przeżywanie baleciku - męki pańskie na mszy o 9.00 później futbol, futbol - znów piłka w grze, następnie gaszenie talentu piłkarskiego najtańszą zupą chmielową, a w poniedziałek lekka Sahara i do szkółki... To koło było proste przyjemne nie kanciaste. Przyszedł taki dzień w którym człowiek zapragnął być "wielki". Rozpoczął się niekończący się weekend, który nie skończył się do dnia dzisiejszego i nie skończy się jutro. Praca, bo przez "tamto" przyjemne kółko nie dane człowiekowi było zaznanie "życia studenckiego", tylko na glejt grosza złotego trza było zarabiać, po części również wyż demograficzny - więc i konkurencja duża. Żałuję - nie, bo tamtych wspomnień przeżytych kabaretów i baletów nikt mi nie zabierze. Po pracy uczelnia: piątek, sobota, niedziela, po uczelni praca. Jaka praca była - a no taka jaka w tamtych czasach miała być - bardzo kapitalistyczna - znaczy od ciemna do ciemna, no może godzinę do ciemna - LATEM. Pasowało - musiało pasować, jak nie to wy..... zwolnij się znaczy. Ma człowiek glejta - myśli lżej będzie - nic bardziej mylnego - pieniążki marniejsze o jakieś 60% a kiszka z dwoma końcami ta sama i przytkać na jakiś czas ją trzeba i jeszcze inne potrzeby bytowe na horyzoncie. Więc co? Ano to, że wielki kawał etacika drugiego należy wziąć wypada... i ... znów popołudnie zawalone, sobota niedziela także! I tak przez następne kilka lat. Awansował człek więc se myśli to będzie luz. G prawda! Domu swego się zachciało, na robola nie stać, więc się sam się człek w robola niewykwalifikowanego z glejtem zmienia. Z weekendu nici! Po budowie kreska w banku zostanie, więc znów przyjdzie w dwa etaty się bawić. I niech nikt nie myśli że napiszę brzydko - kulturalny blog na być. Syn jest, dom stoi, drzew las rośnie (jak odsetki w banku), no facio na 100 procentów ze mnie (ha ha). Jak spłacę kredyt to będę emeryt - nawet się zrymowało. A emerytura będzie głodowa - tak krzyczą dzisiaj wielcy ekonomoforsiaże. Tak se życie przeleci, a to "coś" obłowi się moim czasem. Tyle razy człowiek miał okazję być nieuczciwy a tym samym bogatszy w hajs i czas tym samym dla tego "coś" można by nie oddawać. Ale cóż... Moralista p... się znalazł. Jakiś sfrustrowany anarchistyczny paralityk powiedział, że "życie jest jak papier toaletowy ..." Ja bym dziś powiedział, że w świecie kapitalizmu jest jak bidet z turbolewatywą. Na koniec ja na to wszystko, że to jutro zmienię, a jutro, że jutro to już na pewno zmienię a po jutrze...
Komentarze
Prześlij komentarz