Szlakiem dookoła gminy Knyszyn

W wyniku potrzeby spalenia nadmiaru pustych kalorii po spotkaniu ze szwagrami oraz teściem narodziła się idea objechania gminy Knyszyn dookoła szlakiem niebieskim. Lekko nie było... Ale po kolei. Start odbył się z rynku w Knyszynie bez specjalnej pompy ale z przygodą. Zaopatrzony w większą, niż zazwyczaj, ilość wody pitnej wyruszyłem pozostawiając samochód na przykościelnym parkingu. I od razu pierwszy przystanek, bo jednak nogawki od spodni trzeba odpiąć, i Zygmusia sfotografować. Wyciągam wiec smartphone a tu jakiś menel młody wiekiem się przylepia:
- Dzień dobry. No poczęstuj papierosem, no daj - skomle
- Dzień dobry. Nie posiadam fajek, bo nie palę - odpowiadam stanowczo, ale grzecznie.
- To daj sześć złoty na papierosy, no daj panie, nic nie paliłem, daj sześć złoty... - i płacze, naprawdę! Wyje jak dziecko!
Ja jednak nieczuły jestem. Robię fotkę, prosząc, aby swoim "gembem" żulek nie zasłaniał mi kadru, mówię kulturalnie:
- Dowiedzenia. Życzę miłego dnia - i się zaczyna
- Ja nie chcę miłego dnia, ja chcę papierosa albo sześć złoty! - płacz zmienia na wydzieranie swego zażulonego ryja. Odjeżdżam powoli... I słyszę:
- Tfu! Chu... pie...piz... jeba... Burżuju pie... Dawaj na papierosy... - wpada w trudno do opisania żulową furię.
Ja spokojnie, powoli odjeżdżam, choć przez moment przeleciała mi myśl, aby jednak dokonać jakiegoś rękoczynu. Ale czy warto? Zaskoczył mnie młody wiek żula, a może ćpuna, trudno powiedzieć. Dodatkowo dostarczył mi obaw: bo jak widział, że odpinałem rower z samochodu, to jeszcze samochód mi zdewastuje popapraniec jeden... Ryzykuję, nie zawracam i jadę dalej. A Zygmunt August prezentuje się tak:

Jakoś trudno włączyć "jasne"myślenie. Zamiast szlakiem rowerowym w pierwszym etapie zaczynam jechać szlakiem również niebieskim, ale pieszym, zwanym "Królowej Bony". Zanim tryby w mózgoczaszce ruszyły to miną spory kawałek i nie miałem już ochoty zawracać. Trasa iście terenowa, droga zarośnięta, od deszczu, który niedawno padał pokrzywy pochyliły się w stroną ścieżek drogowych. A ja w krótkich spodenkach i z krótkim rękawem! Oj piekło! Ale ponoć zdrowe.
Puszcza Knyszyńska w tym miejscu jakaś specjalnie nieurokliwa. Trzeba przyznać jednakże, że zasobna w grzyby. Spotkałem wielu grzybiarzy i grzybiarek. Nikt nie miał pustego wiaderka. Kurek masa także przy drodze W sumie to ta część super przyczyniła się do wydalenia zbędnych produktów przemiany materii przez skórę. Tego dnia to była zaleta... 

W końcu po 10 km leśnej dróżki wyłania się jakaś cywilizacja... Wjeżdżam do wioski Kupisk. A tam słyszę jakieś dźwięki  niczym w operetce. Duże zgromadzenie samochodów... kościół... Tak, tak to z kościoła, ale to nie msza. Koncert jakiś? Pierwszy raz coś takiego słyszałem. Dziewczyny śpiewające sopranem, bo to chyba najwyższy głos kobiecy. Skąd tyle pary w drobnej niewieście, aby takie dźwięki z siebie wydawać, w dodatku tak długo... Nie gustuję w tego rodzaju muzyce, jednak wrażenie było... Owo wydarzenie było tutaj:


   
Przejeżdżam Kupisk. Orientuję się, że jestem już na właściwym szlaku, czyli rowerowym. To dobrze, bo przełaj już się trochę znudził. Radość to jednak ulotne uczucie. Szlakowskaz pokazuje skręt w lewo i znów przełaj... w dodatku tragicznie oznaczony. Jakoś intuicyjnie jadę do przodu i nawet dobrze mi się udaje. Co raz widzę jakieś tam pozostałości po znaczeniu. Las jak poprzednio. Wcale nie taki urokliwy jak na puszczę przystać powinno. Trafiam na kapliczkę gajowego. Dobrze jadę...


Po może 10 km wyjeżdżam na skraj lasu i w Nowinach skręcam w lewo. A tam... No cóż... Żwirówka wyrównana równiarką, która wiadomo co poprzecznego zostawia... Good masaż dla gruczołu krokowego. Tak to trwa aż do Zofiłówki. Gdzieś na tym odcinku jest jakaś starodawna kopalnia krzemienia, ale jakoś przeoczyłem. No i nawet dobrze... W Zofiłówce skręcam w prawo i jadę kawałek asfaltem drogą Knyszyn - Korycin. Żebym w porę nie zerkną na mapę to bym przejechał skręt w lewo na Chabotki. Nie ma żadnego oznaczenia! Znów żwirówka z atrakcjami jak powyżej. Ale przynajmniej "widać daleko" ze względu na ukształtowanie terenu. Nawet ładnie... W oddali widać jezioro Zygmunta Augusta.

Kończy się żwirówka a zaczyna się brukowana droga! No pięknie! To już wolę żwirówkę. W Ogrodnikach widać jakieś pozostałości po dworskie, jednak pozostałości PGR u zniechęcają żeby się zatrzymać. Taka droga ciągnie się aż do Kalinówki Kościelnej. Przy drodze mijam spore skupisko barszczu Sosnowskiego. Zeschłe badyle mówią, że już został skutecznie potraktowany chemią. Kalinówka Kościelna wita minie deszczem. Zakładam wiatrówkę, dojeżdżam do wiaty PKS u. Nie, nie zostaję. Wali gównem! Wolę już moknąć. Przy kościele spotykam młodych motocyklistów, którzy przed deszczem schronili się pod drzewem. Kilka mało znaczących zadań. Wchodzę na teren kościelny. Chowam się przed deszczem pod bramą kościelną. Zjadam, co mam do zjedzenia. Nawet miło. Ciekawy ten kościółek, bo drewniany i raczej mocno stary. A obok lamus. Pierwszy raz spotykam się z taką nazwą budynku gospodarczego. Nawet ładny...






Za Kalinówką skręcam w lewo. Znów oznaczenie słabowate... Trochę na "czuja" skręcam w Dudkach, jak się okazuje dobrze. Krajobraz taki sam jak poprzednio. w oddali towarzyszy Jezioro Zygmunta Augusta. Trochę już monotonię urozmaicają ciekawe nazwy miejscowości...


Dojeżdżam w końcu blisko do wspomnianego jeziora. Jednak nie sposób dotrzeć do linii brzegowej, zarośnięte jest. Aby zrobić fotkę wspinam się po słupie elektrycznym, a i tak widok taki sobie. 


Jest tu jednak jakaś magia. Legenda mówi, że Twardowski wykopał je przy pomocy diabłów... Do linii brzegowej ponoć można się dostać od strony Czechowizny, ale nie chce mi się dokładać kilometrów. Wracam na szosę do Knyszyna i po może 5 km jestem z powrotem na rynku knyszyńskim. A no zaszedłem jeszcze do kościoła ponoć z sercem królewskim w podziemiach. Msza jednak akurat była to nie robiłem zamieszania i nie wchodziłem.


Przejechałem 52 km, zajęło mi to 3 h 6 min średnia prędkość wyszła 16,8. Tą trasą raczej rzadko jeżdżą rowerzyści. Raczej wymagająca kondycyjnie. Raczej na górski rower choć ja przejechałem na crossie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szlak Orła Białego

Goła Zośka i Święte Miejsce

Trasa Rzeki Wołkuszanki w Gminie Lipsk.